Połączeni czyli BE CONNECTED

Sporo ostatnio jest w sieci artykułów, filmików i dowcipów o różnicach pomiędzy kobietami i mężczyznami. Jest i o jaskiniowcach, i kilka stron o wyzwolonych kobietach, riposty prawdziwych twardzieli, itp. itd. A jak jest naprawdę? Czy faktycznie bycie w relacji to walka płci, wygrany/przegrany, koalicje i sojusze męsko-damskie, sprzymierzenia przyjaciółek wiszących na telefonie i kumpli, którzy za brata-rodaka życie i ostatnie skarpetki?
Przychodzą Klientki i mówią: no z nim to wiadomo, trzeba inaczej. Facet to facet, oni tacy są. Potem przychodzą Klienci i mówią: ona się zacięła, wszystkie baby są jednakie.
Etykietki.
Uprzedzenia.
Myślę sobie, że historia ze szczególnym naciskiem na zmieniającą się poprzez wieki religię katolicką. I kroplą darwinizmu, bo zawsze chętnie doczepimy się jeszcze do roli samców i samic w stadzie lub wielkości mózgu. Jak już nic nie pomaga, to przecież zawsze można sobie poważyć to i owo. Na przykład mózg lub mięśnie.
To prawda, że te mózgi są inne, jeśli już o tym. Ale czy to oznacza, że MY jako ludzie różnimy się pod kątem możliwości i prawa do przeżywania emocji, realizowania potrzeb, spełniania marzeń? Proste przepisy nie działają ani u kobiet ani u mężczyzn. Latami przeżywamy zdrady, niepowodzenia, niechciane śmierci. Kochamy i cierpimy.
Jeden z moich Klientów pouczył mnie: ja nie będę wspierał syna w emocjach. Ja jestem introwertykiem. Odpowiedziałam: introwertyzm nie ma nic wspólnego z niemożnością przeżywania emocji. Wręcz przeciwnie. Ale możemy się na te emocje zamknąć, zamrozić je, wyprzeć, bo nie potrafimy sobie z nimi poradzić. To jednak nie oznacza, że tacy jesteśmy (zamknięci, zimni, wybuchowi, nerwowi). To wszystko to zachowania, które nam do czegoś służą. A emocji możemy się nauczyć. Nie po to, aby je kontrolować, ale po to aby je mądrze przeżywać.
Emocje to najlepszy rodzaj komunikacji od nas-do nas.Drugim królewskim traktem tej komunikacji są sny.
Żyjemy w świecie, który z nadmiaru możliwości nieco nas zagubił. Zaczęliśmy definiować role, które w nim spełniamy jako ograniczenia, sygnały zwycięstwa lub klęski. Nie potrafimy dostrzec, że w pewnym sensie dobre rozpoznanie tego kim jestem i do czego się nadaję (w oparciu na przykład o temperament), może rodzić poczucie sensu i satysfakcję. I nie mówię tego w kontekście, że kobiety nadają się do garów, a mężczyźni do rąbania drewna lub kobiety do niańczenia dzieci a mężczyźni do polowań. Mówię o tym, że nie potrafimy poustalać i wziąć odpowiedzialności za własne życiowe role, a w budowaniu związku traktujemy je jako przelicznik władzy. I hop! kolejne strony w internecie są o tym, że to co on robi to nic, bo ona to go dopiero urządzi jak on już w końcu na nią popatrzy. Hahaha.
A może jednak nie hahaha? Bo wojna w związku nigdy jeszcze nie wyłoniła Ostatecznego Zwycięzcy. Taki kwas.
No dobrze. Ale przecież nie od razu jesteśmy w związku gdzie walczymy, lub po związku kiedy jesteśmy zgorzkniali i zniechęceni. Ostatnio moją uwagę przykuła fala wypowiedzi o tym jak nastolatki traktują seks. I że często utożsamiają go z pornografią. I jeszcze kilka o tym, że kobiety nie wiedzą jak się zachowawać aby trafić w oczekiwania swoich partnerów. Chodziło o łóżko.
I w tych wypowiedziach było sporo prawdy, niepokojącej, że dziewczynki wychowywane na grzeczne i miłe są w stanie na zawołanie zostać kimś z pogranicza Madame Dominy i wyuzdanej prostytuki byle tylko on sobie pomyślał lub powiedział: wow. Paradoksalnie one tak robią, bo je wychowane na osoby, które mają rezygnować ze swoich potrzeb i zadowalać potrzeby innych. No więc przecież tak właśie czynią, prawda? Może by było inaczej, gdyby ktoś im od czasu do czasu pokazywał i mówił, że mają prawo do swoich wyborów, do stawiania granic, do mówienia nie?
A może też pomogłoby gdyby przy okazji drugi ktoś pokazał im jak wiele nas jako ludzi łączy i że facet to nie odrębny kosmiczny gatunek, z wielkim pilotem o nazwie porno?
Do mojego gabinetu przychodzą Kobiety i Mężczyźni w różnym wieku. Wielu jest samotnych. Każdy z nich jest ciekawą osobą, o wielu mogłabym powiedzieć, że są co najmniej ładni i co najmniej przystojni.To co jest charakterystyczne, to sposób w jaki mówią o potencjalnym parterze: chcę kogoś normalnego, z kim będę mógł porozmawiać. Chcę kogoś, kto będzie lubił ze mną spędzać czas. Chcielibyśmy wsparcia w chorobie i troskach, wspólnej radości, wspólnego budowania. Związku, który żyje.
A potem mówią: no ale takich kobiet/mężczyzn nie ma…
Myślałam kiedyś o tym, żeby zamienić mój gabinet terapii na biuro matrymonialne. Nazywałoby się BE CONNECTED, a w polskiej wersji Połączeni. W tym biurze robiłabym to samo co w gabinecie terapii. Pokazywałabym ludziom jakie mają możliwości. I że patrzenie poprzez zasłony wygodnych ocen i łatwych trików nikomu niestety nie służy.
Zamiast się bać, że nigdy nie spotkacie tego kogoś wyjątkowego, zacznijcie mówić na głos czego naprawdę chcecie, pokazujcie siebie takimi jakimi jesteście. I nie lękajcie się, jak powiedział Chrystus. Bo prawda Was wyzwoli;-)