Ta piekielna Pani Zazdrość
„Zazdrosny kocha więcej ale ufny lepiej” – Molier
Mówicie o niej niechętnie, ze wstydem. Trochę prześmiewacie albo bagatelizujecie (kto by o nią/o niego nie był zazdrosny). Czasami przychodzicie, żeby się z niej wyleczyć: muszę coś zrobić, inaczej ona/on mówi, że odejdzie. Nadajecie jej status osobnej emocji a przypływy i odpływy zazdrości przypominają fale pustoszącego tsunami, nad którymi nikt i nic nie ma kontroli.
Czym jest tak naprawdę zazdrość? Jak ją oswoić w relacji?
Emocje złożone
Na początku warto sobie uświadomić, że zazdrość sama w sobie nie jest jednorodną emocją. To suma emocji, które się na nią składają. Mieszanka złości, lęku, ekscytacji, smutku. Jeśli zaczynamy rozbierać zazdrość na czynniki pierwsze o wiele łatwiej jest nam zrozumieć i zobaczyć jej prawdziwe podłoże. Oddzielenie tych emocji od wartościującej oceny (zazdrość świadczy o mojej słabości; jeśli jestem zazdrosny to na pewno ona mnie zdradza) umożliwia dotarcie do głębokich potrzeb, które dla mnie w związku są niezaspokajane. Warto zwrócić uwagę na impuls, który wywołuje zazdrość. Może to sytuacja kiedy on wychodzi sam na miasto z kolegami, a ona kolejny wieczór siedzi w domu i opiekuje się dzieckiem? A może siedzicie w milczeniu przed telewizorem i nagle jedno z Was dostaje telefon: zmienia mu się mimika, śmieje się, jest ożywione i mimo że rozmowa jest jawna i bez podtekstów to drugie z Was czuje znajome ściskanie w sercu?
Zazdrość konstruktywna
Jeżeli zazdrość ma być początkiem rozmowy o tym czego potrzebujecie w związku, czego w nim brakuje, czego pragniecie, to może się okazać jednym z najważniejszych doświadczeń pogłębiających Waszą relację. Skupienie się na emocjach i potrzebach pozwala oderwać się od błędnego koła oskarżeń i litanii wypominania. Zdarzają się pary, które bardzo mocno wierzą, że właśnie brudna łyżeczka na stole, albo jego „oczywiste” i „wrogie” milczenie lub jej „foch” są powodem kłótni i nieporozumień. Zejście na poziom emocji i potrzeb pozwala uświadomić sobie, że permanentne zaniedbywanie kontaktu, bliskości, nie branie Partnera pod uwagę wywołuje złość, smutek i niepewność związaną z przyszłością związku.
W trakcie takiej rozmowy warto jest zwrócić uwagę na język jakim opowiadamy naszemu Partnerowi o tym co czujemy. Mówienie o własnym doświadczeniu i przeżywaniu, bez wskazywania winnego palcem (to przez Ciebie tak się czuję)stwarza w rozmowie nowe możliwości i otwiera naszego Partnera na słuchanie. Zupełnie inaczej brzmi komunikat: Jest mi smutno, kiedy zostaję sama w domu, bo uwielbiam z Tobą wspólnie spędzać czas, niż komunikat: Jak możesz mi to robić i znowu wychodzić kiedy ja opiekuję się dzieckiem.
Warto uważnie wsłuchać się w słowa Partnera, który opowiada o tym jak przeżywa związek. W tej rozmowie nie chodzi o to, aby uspokajać Partnera (przecież Cię nie zdradzam) lub bronić się (jestem w porządku, nie daję Ci powodów żebyś się tak czuł/czuła). Spróbujmy spojrzeć na sytuację oczami Partnera: może nasze późne powroty z pracy, unikanie rozmów o problemach, magiczna folia chroniąca prywatność naszego telefonu sprawiają, że druga osoba w związku wątpi i nie jest w stanie nam zaufać. Stąd do splątanej ścieżki zazdrości już tylko jeden krok.
Zazdrość niszcząca
Kiedy mamy do czynienia z zazdrością niszczącą, toksyczną? Należą do niej wszystkie działania, które w sposób pośredni lub bezpośredni naruszają wolność osobistą drugiego człowieka lub znacząco wpływają na psychikę i emocje zarówno osoby przeżywającej zazdrość jak i tej, której ta zazdrość dotyka.
Ta zazdrość ma wiele oblicz. Od bardzo subtelnych (Och, po prostu sprawdzam od czasu do czasu jego skrzynkę pocztową i Facebooka, tak wiesz na wszelki wypadek) po śledzenie, podsłuchiwanie, przemoc. Skrajnym przypadkiem takiej zazdrości jest syndrom Otella, ale zauważamy go łatwiej bo zazwyczaj towarzyszą mu inne dysfunkcje społeczne.
Tymczasem istnieje wiele innych zachowań, które potrafimy kulturowo usprawiedliwić, a które są przejawami braku poszanowania granic drugiej osoby czy traktowania jej jak swojej własności.
Zróbcie, moi Drodzy Czytelnicy rachunek sumienia: czy zdarzało się Wam sprawdzać skrzynki mailowe, sms’y, grzebać w torebkach i teczkach Waszych Sympatii, a może dzwonić w różne miejsca i niewinnie dopytywać się o alibi drugiej osoby?
A może kiedy on lub ona wracali zadowoleni i uśmiechnięci ze spaceru, siłowni, obiadu firmowego cedziliście przez zęby: no i jak było, była lepsza/był lepszy ode mnie? A potem patrzyliście na reakcje, mnożyliście wątpliwości tak długo, aż przy kolejnej okazji Partner dla świętego spokoju zostawał w domu?
Albo szeptaliście do ucha Waszej małej pociechy: Tatuś już Cię nie kocha tak bardzo. I Mamusi też nie. I czekaliście, aż dziecko się rozpłacze i zapyta drugiego Rodzica: naprawdę chcesz nas zostawić?
Pod tego typu zachowaniami kryje się zazwyczaj bardzo duży lęk. Lęk małego dziecka, które ktoś kiedyś zostawił, porzucił, zranił lub zmanipulował. I to dziecko już jako Dorosły próbuje za wszelką cenę nie dopuścić do powtórzenia scenariusza. Chce utrzymać kontrolę.
To właśnie na terapii par to Zranione Dziecko próbuje zracjonalizować swoje zachowania. Tłumaczy: przecież jeśli mnie kocha to niech zrezygnuje z tej siłowni. Przecież wystarczy, że wszędzie będziemy chodzić razem. Jeśli nie ma nic do ukrycia, niech mi pozwala przeglądać swój telefon. Wtedy będę spokojny/spokojna.
To złudzenia. Nigdy nie będziesz, póki nie zaleczysz swoich wewnętrznych ran. I to nie Partner ma Cię uleczyć, uzdrowić. To nie od niego zależy Twoje poczucie bezpieczeństwa czy szczęścia. Musisz tego poszukać sam. Dobra wiadomość jest taka, że to możliwe.
Co na to terapia
Terapia rozumiana jako dowolny rodzaj pracy ze specjalistą (mediator, terapeuta, coach)naprawdę może pomóc: parom , które szukają wspólnego języka dostarczy odpowiednich narzędzi do mądrej i empatycznej komunikacji; osobom noszącym w sobie Zranione Dziecko pozwoli nakarmić demony przeszłości i zacząć powoli budować świat, w którym sami są sprawcami swojego szczęścia. Ale pamiętajmy o tym, że terapia to proces i jednorazowa konsultacja być może coś nam pokaże niemniej problemu nie rozwiąże. A już na pewno żaden terapeuta nie zrobi tego za nas.
Możemy poszukać wsparcia w naszym środowisku: u mądrych przyjaciół, autorytetów, w naszej rodzinie.
Jedyne czego nie polecam, to przeczekiwania problemów z nadzieją że rozwiążą się same. Że z czasem minie. Że jakoś to będzie. To że „jakoś” być może, co wcale nie znaczy że lepiej.
Tekst: Magda Skomro